niedziela, 14 listopada 2010

#5: Kolejny weekend

Ship z nieco innej perspektywy (blog Magdy K.) :

"Shippensburg University

W sobotę wybraliśmy się w odwiedziny do Wojtka, który w ramach wymiany przyjechał studiować w tym semestrze na University of Shippensburg. Wojtek mieszka z 3 chłopakami w akademiku. Wszyscy trzej w piękne, słoneczne, ciepłe, sobotnie popołudnie grali w gry komputerowe tudzież PS3 i ani myśleli porozmawiać z nami na więcej tematów niż „how are you”. O ile przed wejściem do tego mieszkania twierdziłam, że bardzo chciałabym studiować w Stanach (ze względu na infrastrukturę, o której zaraz napiszę), to po wyjściu stwierdziłam, że jednak... chyba... wolę cofnięte w rozwoju polskie uczelnie:P może na Harvardzie bym się lepiej odnalazła hehe:)

Studenci może wrażenia nie robią, za to sama uczelnia jak najbardziej. Generalnie tutaj kampus uczelniany stanowi miasteczko samo w sobie. Jest tu wszystko – sklepy, kawiarnie (Sturbucks oczywiście też), stołówki, 15 boisk do wszystkiego (ja bym to nazwała stadionami, bo każde boisko spokojnie mogłoby być areną 1-ligowego meczu w Polsce:P), ogromny kompleks sportowy (siłownie, baseny, itd.), z którego możesz korzystać za darmo o każdej porze, sale koncertowe, teatr i nie wiadomo co tam jeszcze! Wszystko otoczone oczywiście zadbanymi trawnikami, gdzie powystawiano naprawdę super-wygodne drewniane fotele. Nie wiem czy polskie uczelnie doczekają kiedyś takich czasów, ale wspólnie stwierdziliśmy, że gdyby polscy studenci płacili choćby te marne (jak na tutejsze „ceny”) 20 tys. dolarów rocznie, to pewnie mielibyśmy tak samo fajnie ;)

Czego jeszcze nie omieszkam wspomnieć, to stołówki, gdzie zjedliśmy obiad. Wejście kosztowało $7 (czyli tanizna, bo w Harrisburgu kupię za to najwyżej frytki) i można było jeść do woli. Rzecz w tym, że oni mieli tam DOSŁOWNIE wszystko. Pierogów jedynie nie było, ale Wojtek mówił, że innego dnia były. Także zjadłam 3 obiady, 4 desery i na sam koniec doprawiłam się lodami (których było 7 rodzajów + 20 rodzajów polew i posypek). Więc na podstawie lodów możecie sobie wyobrazić ile tam było normalnego jedzenia. Stołówka była tak ogromna, że chyba z 1000 osób by tam weszło. Potem przemyślałam tę sprawę i stwierdziłam, że chyba jednak dobrze, że nie mam na co dzień dostępu do takiego miejsca. Bo wtedy chyba nawet basen (mówiłam, że od razu kupiłam 3-miesięczny karnet?) by mi nie pomógł:P

Mało tego! W ten sam dzień, kiedy wybraliśmy się do Shippensburga, w odwiedziny wpadł też Shawn Rumery (!!!), którego pewnie niektórzy z Was znają. A Ci którzy nie znają: to jest chłopak ze Stanów, który spędził ostatni rok akademicki na UE, wspomagając samorząd studencki w aktywizacji studentów. No i w skrócie, to Shawn jest strasznie fajnym gościem. Szczerze mówiąc, to nie spodziewałam się go ujrzeć zbyt prędko, o ile kiedykolwiek. Także niespodzianka była naprawdę ekstra!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz